50 na 50: Przeskoczyli ROW, wskoczyli poziom wyżej
19.01.2021, 19:15
Dzisiejszej Miedzi nie byłoby, gdyby nie zapoczątkowany w 2011 roku marsz klubu w górę futbolowej hierarchii. Przed startem sezonu 2011/2012 zielono-niebiesko-czerwoni stawiani byli w gronie faworytów II ligi. Futbol uczy jednak pokory, a wszystko weryfikuje boisko. W przypadku Miedzi weryfikacja przebiegła wyjątkowo pomyślnie. Boleśnie przekonał się o tym Energetyk ROW Rybnik.
Przed spotkaniem, które odbyło się na Stadionie im. Orła Białego w Legnicy 19 maja 2012 roku, nad Kaczawą trwała wielka mobilizacja. Miasto szykowało się do mającego niebawem nastąpić piłkarskiego święta. – Wszystkich zapraszamy na stadion! Chcemy stworzyć super widowisko i pokazać, że warto przychodzić na nasze mecze. W czerwcu zeszłego roku powiedzieliśmy sobie, że gramy o awans i cały rok pracowaliśmy na ten moment, a teraz musimy wyjść i zrealizować nasz plan do końca. Chcemy wygrać, żeby móc cieszyć się razem z kibicami – zapowiadał poprzez klubowy portal napastnik Zbigniew Zakrzewski.
Rybniczanie zajmowali wówczas dziesiątą pozycję w tabeli, jednak mogło być to nieco mylące. Jesienią Energetyk ROW wygrał z Miedzią 2:1, a w dodatku po słabym początku sezonu, wiosną górnośląski zespół seryjnie punktował. Do Legnicy podopieczni trenera Ryszarda Wieczorka przyjeżdżali z passą trzech zwycięstw z rzędu. Zielono-niebiesko-czerwoni mogli jednak liczyć na ogromne wsparcie fanów. Na trybunach zasiadło ponad 4 000 widzów!
Choć początkowo mogło się wydawać, że stawka nieco sparaliżowała legniczan, to pojedynek dość szybko zaczął układać się po ich myśli. Po niespełna kwadransie z ostrego kąta piłkę do bramki rywali skierował tuż przy słupku Jakub Grzegorzewski. Dziesięć minut później w jednym ze starć kontuzji doznał Damian Paszliński, a w jego miejsce na boisku pojawił się Dawid Grittner. Do przerwy więcej bramek już nie padło, co zwiastowało emocje w drugiej odsłonie.
W 56 minucie Miedź powinna podwyższyć prowadzenie. Rywale we własnym polu karnym nieprzepisowo powstrzymywali Zakrzewskiego. Arbiter wskazał na „wapno”, a do piłki podszedł Grzegorzewski. Napastnik trafił jednak w słupek. Kibice nie tracili wiary w zespół i przekonani o nadchodzącym sukcesie świętowanie rozpoczęli w 60 minucie, gdy posypało się konfetti, a w górę pofrunęły serpentyny. Z kolei kwadrans przed końcem regulaminowego czasu gry na trybunie C pojawiła się efektowna oprawa zwieńczona transparentem „Wracamy na swoje miejsce – 1 liga to tylko przystań do celu…”.
Wspaniały doping poniósł legniczan w końcówce meczu. W 80 minucie rezerwowy Tomasz Szewczuk pokonał technicznym strzałem stojącego w bramce gości Bartosza Gocyka, po zamieszaniu w polu karnym rywali po rzucie rożnym. Natomiast już w doliczonym czasie gry najpierw dośrodkowanie Damiana Lenkiewicza na bramkę „szczupakiem” zamienił Zakrzewski, a za chwilę rybniczan dobił Grzegorzewski, dla którego była to siedemnasta bramka w sezonie. Dodajmy, że w ostatniej kolejce Zakrzewski zanotował dwa trafienia i zrównał się z kolegą z zespołu liczbą zdobytych goli!
Legniczanie awans do pierwszej ligi przypieczętowali w znakomitym stylu. Jednym z najszczęśliwszych na obiekcie był filigranowy pomocnik Marcin Garuch, występujący w Miedzi także w sezonie 2020/2021. Po końcowym gwizdku na stadionie wybuchła ogromna radość. W trybuny poleciały koszulki, kibice jeszcze długo świętowali wspólnie z piłkarzami. Na końcu skandując imię i nazwisko właściciela klubu Andrzeja Dadełły, twórcy sukcesów Miedzi w ostatnim dziesięcioleciu.
Nasza strona wykorzystuje pliki cookies zgodnie z polityką prywatności. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki.