Młody skrzydłowy Miedzi bardzo udanie zadebiutował w II lidze w meczu przeciwko Czarnym Żagań. Dwukrotnie był nawet bliski pokonania bramkarza rywali. – Będę dalej ciężko pracował na treningach, żeby otrzymać kolejne szanse gry – mówi skromnie.
Po meczu w Żaganiu, który był Twoim debiutem w II lidze, masz powody do zadowolenia…
DAMIAN LENKIEWICZ: - Cieszę się, bo wydaje mi się, że dobrze wypadłem w swoim debiucie w Miedzi. Ale ostateczna ocena mojego występu należy do trenerów. Na pewno w mojej grze były też błędy i podczas odprawy trenerzy zwrócą na to uwagę po to, by w kolejnych meczach one się nie powtórzyły.
Liczysz na regularne występy w pierwszej drużynie w kolejnych spotkaniach II ligi?
- Będę dalej ciężko pracował na treningach, żeby otrzymać kolejne szanse gry. Każde wyjście na boisko, czy to w pierwszej jedenastce, czy jako zmiennik, to dla mnie bezcenne doświadczenie.
Jak wygląda od środka rywalizacja między młodzieżowcami?
- Jest bardzo duża, bo jest kilku młodych chłopaków, którzy liczą na miejsce w składzie. Ale ta walka między nami jest bardzo fair-play. Nie ma żadnych złych intencji, czy złośliwości. Wszyscy się staramy, a trener decyduje o tym, kto wyjdzie w pierwszym składzie.
W drugiej lidze coś Cię zaskoczyło?
- Spodziewałem się, że będzie dużo fizycznej walki, ale nie aż tyle! Przyznaję, że momentami ta walka mnie przerosła.
Ale podołałeś zadaniu, a dwukrotnie byłeś nawet bliski zdobycia bramki.
- Na początku meczu dostałem bardzo dobrą piłkę od Mariusza Zasady i uderzyłem głową, ale bramkarz Czarnych instynktownie odbił piłkę. A w drugiej połowie, po wybiciu piłki z pola karnego Czarnych, uderzyłem na bramkę bardzo mocno z woleja, ale znów bramkarz bardzo dobrze się zachował i wybił piłkę na rzut rożny.
Strzały z dystansu to Twoja mocna broń?
- Prawdę mówiąc, nigdy za dużo nie strzelałem z dystansu, ale czasem w meczu – tak jak to było w Żaganiu – zdarzają się takie sytuacje, że piłka akurat spada przed tobą, więc dlaczego nie spróbować uderzyć jej z woleja? Nie mam nic przeciwko temu, by takie nasze strzały jak najczęściej wpadały do bramki rywali (śmiech).