- Konstruując atak pozycyjny odkrywamy się, a wtedy jedna strata w środku pola prowokuje bardzo groźne kontry, po których możemy stracić bramki. Niestety, większość drużyn właśnie tak się przeciwko nam ustawia – mówi pomocnik Miedzi Marcin Nowacki.
W Sosnowcu Miedź miała wyjątkowego pecha: słupek, poprzeczka, niewykorzystane okazje…
MARCIN NOWACKI: - Prawie każdy mecz wygląda tak samo, tzn. my gramy atak pozycyjny, przeciwnik się broni, przeszkadza nam i ogranicza się do wyprowadzania kontrataków. Kolejny raz w tym sezonie tracimy bramkę ze stałego fragmentu i to już się staje żenujące! Chwilowy brak koncentracji, pomyłka w kryciu, a potem konsekwencje są takie, że musimy gonić rywali, żeby chociaż zremisować. W Sosnowcu się nie udało, choć mieliśmy sytuacje, żeby zdobyć bramkę i bardzo chcieliśmy ją strzelić…
Druga połowa w wykonaniu Miedzi była niezła, ale zabrakło kropki nad i.
- Druga połowa była lepsza, goniliśmy wynik, nie udało się, sporo jest do poprawy, szczególnie stałe fragmenty gry. Szczęścia też trochę zabrakło przy poprzeczce i słupku, ale wcześniej nam dopisywało. Tak to jest – szczęście raz daje, raz zabiera punkty.
Dlaczego tak trudno przychodzi nam konstruowanie ataku pozycyjnego?
- Atak pozycyjny nigdy nie był mocną stroną polskich zespołów, wystarczy spojrzeć, jak to wygląda w Ekstraklasie. My chcemy grać piłkę kombinacyjną, tego wymaga od nas trener, a rywale często po prostu przeszkadzają, wybijają na oślep. Konstruując atak pozycyjny odkrywamy się, a wtedy jedna strata w środku pola prowokuje bardzo groźne kontry, po których możemy stracić bramki. Niestety, większość drużyn właśnie tak się przeciwko nam ustawia.
Ta liga jest jednak bardzo nieprzewidywalna. Wszyscy gubią punkty…
- Tym bardziej boli nas porażka w Sosnowcu, bo mogliśmy uciec grupie pościgowej i zwiększyć przewagę punktową... Teraz po prostu trzeba wygrać z Nielbą.