Aktualności

Bramkarz Miedzi w Gdyni zaliczył już 15 mecz ligowy w tym sezonie bez puszczonej bramki. – Bałtyk próbował grać z nami w otwartą piłkę, stąd czasem było sporo miejsca i były okazje bramkowe. Mecz nieźle się nam układał, zabrakło jednak strzelenia gola – mówi Andrzej Bledzewski.

Mecz z Bałtykiem, to był dla Ciebie powrót sentymentalny do rodzinnej Gdyni.

ANDRZEJ BLEDZEWSKI: - Zawsze miło wraca mi się do Gdyni, ale żałuję że nie wygraliśmy. Mecz nieźle się nam układał, zabrakło jednak strzelenia gola. Szczególnie przed przerwą stworzyliśmy kilka sytuacji, które mogły zakończyć się zdobyciem bramki. Szkoda, że nie wygraliśmy, ale zdobyliśmy punkt i nie ma co wybrzydzać. Jak nie można strzelić bramki i wygrać, to trzeba chociaż zremisować i właśnie to w Gdyni zrobiliśmy.

Patrząc na grę Bałtyku nie było wcale widać, że to ostatni zespół w tabeli…

- Momentami rywale grali odważnie i groźnie kontratakowali. Po raz kolejny trzeba powiedzieć, że ta liga jest wyrównana i wcale nie ma jakiejś przepaści między zespołami z góry, a tymi z dołu tabeli. Bałtyk próbował grać z nami w otwartą piłkę, stąd czasem było sporo miejsca i były okazje bramkowe. Kilka razy też bramkarz rywali bardzo udanie interweniował, ratując zespół przed stratą gola.

Sztuczna nawierzchnia chyba jednak nie ułatwiała gry – piłka momentami dziwnie się na niej zachowywała.

- Dobrze znam tę nawierzchnię, można powiedzieć, że jestem do niej przyzwyczajony, ale piłkarzom, którzy nie trenują tu na co dzień, może sprawiać kłopot. To nie jest nawierzchnia do futbolu tylko do rugby, jest bardzo miękka i piłka inaczej się na niej odbija. Pamiętam, jak grałem tutaj mecze w Ekstraklasie i często to boisko sprawiało przeciwnikom sporo kłopotu. Pomimo sentymentu, jaki mam do tego miejsca, uważam nie powinno się grać meczów ligowych na takiej nawierzchni.