Aktualności

Klub

Wojciech Łobodziński: - Kurs trenerski otworzył mi oczy

02.12.2016, 14:08

2016_Gornik_Zabrze_-_Miedz_Legnica_0-2_-_43.JPGKapitan Miedzi w grudniu skończy naukę w Szkole Trenerów PZPN. Czy zmieniło się jego spojrzenie na futbol? Co pociąga go w tej pracy? Jak to możliwe, że po ciężkiej operacji tak szybko wrócił do formy? Jak się czuje w roli napastnika? Na te i wiele innych pytań Wojtek Łobodziński odpowiedział w obszernym wywiadzie. Zapraszamy do lektury!

Przez większą część rundy jesiennej, w trakcie rehabilitacji po poważnej operacji, oglądałeś mecze Miedzi z trybun. Jakie wrażenia?

WOJCIECH ŁOBODZIŃSKI: - Zdecydowanie gorzej oglądać mecz z trybun, niż być na boisku. W ciężkich momentach chciałem pomóc kolegom, a w tych dobrych chciałem się cieszyć i przeżywać tę radość razem z nimi. Oczywiście, po meczach domowych przychodziłem do szatni, ale jednak nie to samo, co być z drużyna cały czas. Dlatego bardzo się cieszę, że kontuzje już za mną i wróciłem do gry.

Mogłeś spojrzeć na Miedź z perspektywy kibica.

- Siedząc na trybunach albo w domu przed telewizorem denerwowałem się podwójnie. Żona już chyba miała mnie dosyć (śmiech). Niby w klubie byłem codziennie, bo przecież miałem zajęcia rehabilitacyjne ze sztabem medycznym, ale to jest inna praca niż trening piłkarski. Zawodnik kontuzjowany musi dużo więcej pracować by wrócić do formy. Momentami było ciężko.

Pierwszy raz w pełnym wymiarze czasu zagrałeś w Tychach i Miedź wygrała to trudne spotkanie 2:0. Obawiałeś się pierwszego długiego występu po kontuzji?

- Nie spodziewałem się, że zagram pełne 90 minut tak szybko po kontuzji. Szczerze mówiąc, nie sądziłem, że zagram cały mecz jeszcze w tej rundzie (śmiech). Chociaż odczuwam pewien dyskomfort po operacji, to jednak muszę przyznać, że rehabilitacja przebiegła niezwykle sprawnie, w dużej mierze dzięki Łukaszowi Smołce i Pawłowi Ptakowi z naszego sztabu medycznego, którzy dużo ze mną pracowali i bardzo mi pomogli wrócić do zdrowia szybciej niż się spodziewałem.

Był stres przed powrotem do gry?

- Największe wyzwanie w takim przypadku stanowiło samo przygotowanie do meczu. Bo w czasie meczu jest taka adrenalina, że zapominasz o wszystkim innym i skupiasz się na grze. Przeszedłem naprawdę poważną operację i chociaż zasadniczy etap rehabilitacji i powrót do gry już za mną, to wiem, że w przerwie zimowej wciąż bardzo dużo pracy przede mną, by odzyskać wysoką formę. Chociaż po tych ostatnich meczach muszę powiedzieć, że forma jest niezła, co nawet dla mnie jest pewnym zaskoczeniem (śmiech).

Forma nie bierze się znikąd. Nie masz wrażenia, że to efekt ciężkiej pracy przez ostatnie lata, a przede wszystkim zdrowego trybu życia, jaki prowadzisz?

- Na pewno też. Wiem, że dużo grania na wysokim poziomie mi nie zostało, dlatego chcę ten czas wykorzystać maksymalnie. Robię wszystko z pełnym zaangażowaniem i profesjonalizmem – to z pewnością pomogło w szybkim powrocie do zdrowia i formy.

Na przestrzeni kilku ostatnich lat zmieniło się podejście piłkarzy do zdrowego trybu życia?

- Na pewno wzrosła świadomość w tym zakresie. Dzisiaj każdy wie, że jeśli będzie się źle prowadził, źle odżywiał, niewłaściwie trenował czy mało spał, to konkurencja mu ucieknie. A później tego dystansu nie da się już tak łatwo nadrobić. Piłka nożna tak bardzo poszła do przodu, że dziś aby skutecznie konkurować z innymi, nie można sobie pozwolić na choćby najmniejsze ustępstwa.

Kiedy nasz klubowy dietetyk idzie na spotkanie z młodzieżą z Akademii Piłkarskiej Miedzi, to jest wręcz zasypywany pytaniami. Znak czasu?

- Ale w pierwszym zespole też ma dużo pracy. My sami wciąż uczymy się wiele o sobie. Niektórzy zawodnicy mają nietolerancje na różne pokarmy. Ponad 20 zawodników w drużynie i dla każdego te posiłki trzeba układać inaczej. Jest co robić.

Wracając do operacji – była niezbędna, byś mógł jeszcze pograć na wysokim poziomie?

- Nie było wyjścia. Próbowałem różnych metod leczenia, jeździłem do specjalistów z całej Polski, aż w końcu doktor Jaroszewski jednoznacznie stwierdził, że prędzej czy później bez tego zabiegu i tak się nie obejdzie. Przez cztery miesiące rundy wiosennej grałem na środkach przeciwbólowych i na dłuższą metę nie miałoby to sensu. Po operacji jest znacznie lepiej i choć odczuwam jeszcze pewien dyskomfort, to nie muszę brać żadnych leków.

Czekałeś na tę przerwę zimową czy wolałbyś, żeby runda jeszcze trwała?

- Na pewno przede mną jeszcze sporo pracy i postaram się najbliższe miesiące wykorzystać jak najlepiej. Zaufałem podczas dotychczasowej rehabilitacji Łukaszowi Smołce, bo on ma niesamowitą wiedzę i myślę, że dalej tak będziemy pracować. Muszę przyznać, że w tej chwili opiekę medyczną mamy na bardzo wysokim poziomie, a dodatkowo miałem też konsultacje u doktora Jaroszewskiego, który jest najlepszym specjalistą w Polsce i pracuje z reprezentacją.

Przed kontuzją byłeś etatowym skrzydłowym, a po powrocie najczęściej spełniałeś rolę napastnika. Jak się odnajdujesz jako ten najbardziej wysunięty zawodnik?

- Nie mam z tym problemów. Grałem już na tej pozycji kiedyś w innych klubach, w Miedzi zresztą także za trenera Stawowego. Mówi się, że dobry piłkarz poradzi sobie wszędzie (śmiech). A tak poważnie, to nie widzę w tym problemu. To kwestia kilku czy kilkunastu treningów, żeby się przyzwyczaić. Jest trochę inaczej niż na skrzydle, ale ja też nie jestem taką typową dziewiątką, bo lubię być „pod grą”, a wielu innych napastników gra długimi momentami bez piłki. W naszej drużynie dużą zaleta jest wymienność funkcji, bo czy to z Pepem czy z Gułą (Petteri Forsell i Łukasz Garguła – przy. red.) potrafimy się zamienić miejscami na boisku i dla żadnego z nas nie stanowi to problemu. Jeśli ja wychodzę niżej po piłkę, to w moje miejsca wbiega Pep i tak strzeliliśmy choćby pierwszą bramkę w Tychach.

Gra na pozycji napastnika stawia jednak przed Tobą trochę inne wymagania niż skrzydło?

- Duża zmiana jest na pewno pod tym względem, że teraz dużo częściej gram tyłem do bramki i jest tam sporo walki wręcz ze środkowymi obrońcami. No i to zupełnie inne bieganie, bo na skrzydle są przeważnie dłuższe dystanse, a w ataku ta praca jest bardziej interwałowa. Już się na to przestawiłem. Trenerowi chyba odpowiada to, jak wyglądam na tej pozycji, więc nie wiem, czy zostanie tak na wiosnę, czy wrócę na skrzydło…

Jesteś kapitanem dość międzynarodowej drużyny. Jak to wygląda od strony szatni?

- Dobrze się dogadujemy. W szatni funkcjonuje język angielski, ale chłopaki z zagranicy też uczą się polskiego. Jestem pozytywnie zaskoczony, jakie postępy w tej nauce robi Hunter Gorskie. Bardzo podoba mi się jego podejście do nauki – na każdy wyjazd do autokaru zabiera słownik oraz zeszyt ze słówkami i prosi nas, żeby mówić do niego po polsku. A my z kolei chcemy rozmawiać po angielsku, żeby podszlifować ten język (śmiech). Duże postępy zrobił też Kiki (Keon Daniel – przyp. red.), który już praktycznie wszystko rozumie po polsku, de Amo wcześniej już grał w Polsce i też sporo rozumie, pozostali też nauczyli się już dość dużo.

Jak z Twojej perspektywy ta szatnia zmieniała się przez ostatnie lata?

- Zmieniali się zawodnicy i trenerzy, ale wiadomo – taka jest kolej rzeczy w futbolu. Teraz jest stabilizacja i przede wszystkim duża jakość piłkarska w tej szatni – myślę, że największa od kiedy jestem w Miedzi.

W obronie mamy wielu doświadczonych zawodników, w przeciwieństwie do linii pomocy, gdzie jest 19-letni Michał Bartkowiak, 20-letni Damian Rasak czy 23-letni Mariusz Rybicki. Nie jest tak, że oni potrzebowali obok siebie kogoś tak doświadczonego jak ty, kto w odpowiednich momentach podpowie jak trzeba zagrać?

- Bez wątpienia to ma znaczenie. W obronie są doświadczeni Paweł Kapsa, Tomek Midzierski czy Grzesiek Bartczak, którzy kierują defensywą. A z przodu czasem było widać, że brakowało kogoś takiego, kto zdecydowałby się na jakiś ruch i pociągnął za sobą kolegów. Oczywiście, najważniejsze jest dla nas to, co mówi trener, ale trenera na boisku nie ma, a czasem są takie sytuacje w czasie gry, że trzeba szybko krzyknąć czy zdecydować co robimy, decydują sekundy. Teraz taką rolę pełnię ja i Łukasz Garguła.

Sam wkrótce będziesz miał dyplom trenera…

- No tak, w grudniu kończę kurs trenerski na licencję UEFA A. Na początku byłem trochę sceptycznie nastawiony, bo pomyślałem sobie: co oni mi tam mogą powiedzieć, jak ja tyle lat grałem w piłkę i wszystko wiem, wszystko widziałem. A to nie prawda! Okazuje się, że nauczyłem się tam bardzo dużo! Teraz wiem, że warto było poświęcić czas na ten kurs i uczyć się, bo piłkarz a trener to dwie zupełnie inne rzeczy. Ten kurs otworzył mi oczy na wiele spraw, choćby na stronę psychologiczną, na podejście do zawodnika, także do młodych zawodników, do dzieci. Chcę w przyszłości być trenerem i chciałbym kiedyś też zdobyć licencję UEFA Pro.

Co cię najbardziej interesuje w pracy trenerskiej?

- W szkole najbardziej skupiam się na elementach przygotowania motorycznego i treningu siłowego. Jako piłkarz zawsze wiedziałem, że jeśli będę się czuł dobrze, to na boisku będę w stanie zrealizować każde zadanie. A zmęczony piłkarz, czy źle przygotowany, częściej podejmuje złe decyzje w czasie gry. Jeśli po meczu nie potrafisz dobrze się zregenerować czy odpowiednio przygotować do kolejnego spotkania, to znaczy, że gdzieś zrobiłeś błąd. Bardzo dużo nauczyłem się w tej sferze się od trenera Tarasiewicza, bo po treningach u niego jestem bardzo dobrze przygotowany do gry i dobrze czuję się fizycznie. Łukasz Smołka jest naukowcem, ma dużą wiedzę teoretyczną o fizjologii. Z kolei trener Tarasiewicz ma ogromne doświadczenie. Suma ich wiedzy to wielki kapitał.

No to kiedy dokładnie będziemy gratulować Ci tej licencji trenerskiej?

- Tuż przed Bożym Narodzeniem. Ale spokojnie, przed mną jeszcze egzamin. Jak nie zdam, to nie będzie się czym chwalić (śmiech). Napisałem już pracę pt. „Aspekty psychologii w piłce nożnej dzieci i młodzieży”. Na początku ten temat wydawał mi się trudny, ale jak zacząłem czytać prace naukowe i książki na ten temat, to okazało się, że to wszystko jest bardzo ciekawe. Psychologia i piłka nożna mają ze sobą wiele wspólnego, szczególnie u dzieci, gdzie ważne są takie elementy, jak motywacja, stres, rola i podejście trenera, ale również rola rodziców. To są ciekawe rzeczy, które – nie ukrywam – wciągnęły mnie podczas pisania pracy.

W Akademii Piłkarskiej Miedzi mamy w tej chwili piętnaście drużyn dziecięcych i młodzieżowych. Będzie zatem gdzie sprawdzać czy teoria działa w praktyce?

- Pewnie. Co prawda, chciałbym kiedyś pracować z seniorami, ale przede wszystkim chciałbym jeszcze trochę pograć w piłkę, bo czuję się na siłach. Fajnie byłoby jednak pomóc w pracy z dziećmi, bo z punktu widzenia początkującego trenera jest to ciekawe doświadczenie.

Na koniec nie mogę nie zapytać o te kilka punktów straty do miejsca dającego awans. Odrobimy to wiosną?

- Po tych wszystkich ciężkich i dalekich wyjazdach bardzo doceniamy atut własnego boiska. Przez ostatnie dwa miesiące graliśmy co tydzień w innych warunkach, na innym boisku, przy innej pogodzie. Granie u siebie dodaje pewności, bo znasz każdy metr boiska, znasz szatnie, powtarzasz swoje przygotowanie do meczu w takich samych warunkach, masz wsparcie kibiców. Poza tym wiosną naszym atutem będzie też nowa murawa, zroszona przed meczem… My umiemy i lubimy szybko grać piłką po ziemi, a teraz wreszcie warunki będą do tego odpowiednie.

Z 20 meczów w Legnicy za kadencji trenera Tarasiewicza Miedź przegrała tylko 2…

- No i niech to będzie odpowiedź na pytanie o wiosnę. Przyszła runda zapowiada się ciekawie!


Sponsorzy

Sponsor Główny:
https://votum-fh.pl/
Sponsor Strategiczny:
https://portal.legnica.eu/
Sponsor Techniczny:
https://www.adidas.pl/pilka_nozna
Sponsor Sprzętowy:
https://www.no10.pl/